Len, beż i garść piasku. O co chodzi w najnowszych trendach?

Stopy w sandałkach cienkich jak jedwabna nić rysują od niechcenia okręgi na spękanej od słońca ziemi w kolorze terakoty.  Słone od morskich fal palce przeczesują splątane włosy. Wiatr smaga lnianą sukienkę, która nachalną zmysłowość przejawia jedynie wtedy, gdy mocno przytula nagie ciało. Za makijaż robią promienie słońca filtrowane przez miękkie rondo słomianego kapelusza. Jest cicho i niezmącenie spokojnie. Jeśli opisana scena rysowała się w Twoim umyśle we wszelkich beżowych odcieniach, jesteśmy w domu. Dokładnie taki obraz malują obecne trendy.

Trendy można traktować jak dość rzadko spotykane zwierzęta stadne. Najpierw pojawia się jeden osobnik przemykający niepostrzeżenie przez nieurodzajne pustkowie aktualnej mody. Robi zwiad – wie, co pozwoli mu przetrwać na nowym terytorium. W końcu zwołuje kolejnych przedstawicieli gatunku tworząc grupę na tyle liczną, że nie da się przejść wobec niej obojętnie.

Franco Rubatelli x Veruschka 1967

Te metaforyczne odniesienia rodem z programu przyrodniczego opisywanego głosem Krystyny Czubówny są nieprzypadkowe. Otóż od pewnego czasu natura postanowiła pokazać się ze swojej najlepszej, surowej strony – minimalistycznego designu w szlachetnych kolorach. Pewna mocy swojego przekazu, niewymagająca spektakularnej oprawy. Szczera, bezkompromisowa i silna, jak nigdy.

Co roku jest mowa o kolorze sezonu, jednak od dawna nie pojawiło się coś tak…przyjemnie znajomego. Niewymuszonego, niekontrowersyjnego, pasującego w zasadzie każdemu. Nie mówimy w zasadzie o żadnym konkretnym kolorze – na podium stoją obok siebie: czekolada, tytoń, ochra, cynamon, papirus, whisky.

Anja Rubik dla H&M Conscious 2019

Skąd ten nagły zachwyt? Czas na śmiałą tezę. Ze zmęczenia tym, co nietrwałe, niefunkcjonalne i nieprzystające do stylu życia. Wymagania czegoś, co będzie odpowiednie na niemal każdą okazję, jest szlachetne w formie i plastyczne w swoim wyrazie, a przy tym budzi skojarzenia z ciepłem i delikatnością. Chyba coraz częściej mamy ochotę pójść pod prąd, uciec od klęski urodzaju jeśli chodzi o udogodnienia i idealnie wygładzony obraz świata. Wyraźnie silniejsze ruchy proekologiczne, zwrócenie ku świadomym zakupom i zachęcanie do recyclingu szafy poprzez zakupy w second handach mogą służyć za najbardziej podręczne przykłady.

Delikatny makijaż pełen blasku, oversize, plecionki, naturalne materiały, lejące się kroje – to wszystko jest sygnałem tęsknoty za konkretnym stylem życia: nieskrępowaną wolnością opakowaną w jej stereotypowe emblematy rodem z filmów drogi, farmy w Teksasie, czy sycylijskiej duchoty ciasnych uliczek. O tym marzymy grzejąc się w cieple słońca odbijanym od stalowo-szklanych biurowców, lub (o ironio) zapisując kolejne sepiowe zdjęcia na instagramowym moodboardzie. Być może zatrzęsienie identycznych kont prezentujących treść utrzymaną w beżowej estetyce jest na to kolejnym dowodem, jeśli chcemy przyjąć jakikolwiek optymistyczny scenariusz stojący za tym zjawiskiem.

Pokazy Marant, Chanel Fendi

Ziemistość natury i zmysłowość korzennych przypraw, zakładają niepretensjonalną skromność, nawet jeśli krój ubrania wskazuje na coś zgoła innego. Neutralność stanowi nieuchwytny wachlarz chroniący od stylizacyjnej przesady. Choć może to zakrawać o frazes, być może ostentacyjna ekstrawagancja czasami mylnie stanowiąca synonim modowej awangardy przestała już nadążać za potrzebami kobiet, które oczekują przede wszystkim nieprzemijającej uniwersalności i tego, co pozwoli wydobyć ich indywidualne cechy. Co może stanowić lepsze tło, niż neutralne płótno gotowe na nieskończone interpretacje?

Pokazy Jil Sander i Celine

Możemy zastanawiać się co było pierwsze – jajko, czy kura, Jacquemus, czy Philo, jeśli chodzi o popularyzację beżowej palety barw, jednak (co najbardziej ekscytujące) można podważyć wieczko od puszki z brązową farbą i pokusić się o mniej oczywiste analizy tego, co do niedawna trąciło myszką. Już pod koniec 2018 roku, WWD w swoim Atlasie Kolorów ogłosiło kolory ziemi tym, co będzie najbardziej widocznym trendem roku 2019. Dlaczego? To, co znajome i surowe działa jak balsam w czasach, kiedy pragniemy odpocząć od codziennego chaosu i zgiełku infotainmentu, stwarzając wokół siebie iluzję nieskomplikowanego, czystego życia. Szukając potwierdzenia tego przypuszczenia, można spojrzeć przez modowe ramię, rzucając okiem aż do lat 70, gdzie rdza oraz błoto wyprzedzały cukierkowe odcienie lat 50 i psychodeliczność lat 60 – wynosząc na piedestał naturę, ciepło i (nomen-omen) uziemienie w tym, co szczere w swoim wyrazie.

Pokazy Jacquemusa

Niezależnie od tego, co stanowi zaczyn tego neutralnego fermentu, przyjemnie jest zapewnić sobie wizualny deser – czekoladowe dodatki, herbatnikowe tkaniny i orzechowe tony w delikatnym, słodkim sosie. Podobno najbardziej lubimy to co znane. Klimat „Pikniku pod Wiszącą Skałą” i „Domku na Prerii”. Ale za to jak dobrze to, co przewidywalne, smakuje w tysiącach nowych interpretacji.

Udostępnij: