Biały garnitur, raz! Power dressing, wanilia i Bianca Jagger.

Chrupiąca beza starannie przełożona waniliowym kremem. Rozgrzane kamienie, którym jęzory oceanicznych fal nadały obły kształt. Gra skojarzeń bywa niezwykła. Nawleka na nić nieoczywiste formy i wiąże ciasno przez odpowiedni supeł wspomnień. Nawet jeśli to wszystko dotyczy jedynie białego garnituru.

Opadające kaskadowo płatki przekwitających piwonii. Falujące od gorąca powietrze, duszne noce i najdłuższe dni. Płyty chodnikowe parzące jak lawa, skóra mieniąca się złotym blaskiem i cieknące po palcach waniliowe lody. Lato wymaga szczególnej oprawy. Momentami będącej w opozycji do nasyconych barw dojrzałych owoców. Dla ukojenia sięgam wtedy po biel.

O symbolice bieli można napisać wiele, jednak warto zeskrobać z niej warstwę zwiewnej niewinności i dotrzeć głębiej – do źródła jej neutralnej siły, podkreślonej jeszcze przez zdecydowaną formę powziętą wprost z męskiej garderoby.

Biały garnitur to dla mnie kwintesencja nonszalanckiego power dressingu. Ze złotymi dodatkami, płynącym krojem i delikatnością kryjącą się pod marynarką – stanowiącą balans pomiędzy tym co męskie i kobiece. Moje pierwsze skojarzenia to dekadenckie Miami lat 70-tych – leniwe przejażdżki kabrioletem i wolne sączenie lodowatych drinków z marynarką narzuconą na ramiona spieczone południowym słońcem.

To w końcu Bianca Jagger, czyli moja osobista definicja tego, jak nosić biały garnitur – ikona stylu zawieszona gdzieś pomiędzy brokatowym deszczem confetti ze Studio 54, a brytyjskim dandysem lat 20-tych. Wyniosła, tajemnicza, w absolutnie perfekcyjnie skrojonym zestawie.

Przez lata i skuteczne utrwalenie w popkulturze, biały garnitur stał się szykownym evergreenem. Lekką wariacją na temat klasyki. To tyle? Oczywiście, że nie. Jakiś czas temu w odcinku o historii spodni wspominałam o tym, że – choć trudno w to uwierzyć – w dyplomacji widok kobiety w garniturze do dziś potrafi budzić kontrowersje. Tym bardziej, jeśli bezwstydnie wyróżnia się na tle zachowawczej reszty. Biały garnitur może więc przeobrazić się w swoisty manifest. Alexandria Ocasio-Cortez, zaprzysiężona na najmłodszą kongresmenkę w historii USA, wybrała na tę okazję zestaw w kolorze porcelany. Po co? Po to, aby „uczcić rzesze kobiet przede mną i rzesze kobiet, które dopiero miały nadejść” – reinterpretując tym samym oficjalny strój w środowisku dyplomatycznym poprzez feministyczną symbolikę.

Żaden inny kolor nie jest tak nierozerwalnie związany z ruchem feministycznym – na początku XX wieku sufrażystki wybrały go jako symbol czystego siostrzeństwa, dobrych zamiarów i solidarności. Kolor bazowy, teoretycznie niewyróżniający się, a przy tym skupiający na sobie wszystkie oczy i będący nowym początkiem. Nie jest krzykliwy, budzi zaufanie, pozwala grać pierwsze skrzypce dodatkom.

Tego lata znalazłam dwa garnitury o dość podobnej formie – z nieco dłuższą marynarką i szerokimi spodniami w kant. Jeden lniany, w kolorze skorupki jajka – drugi bawełniany, w kolorze śmietany.

Latem lubię nieskomplikowane wybory. Total looki. Lniany t-shirt, lub biżuteryjną bluzkę – oba warianty zwiewne jak gaza narzucona na upalne powietrze. Dorzućmy do tego złotą biżuterię – skalowalną od subtelnych delikatności, po mocny, midasowy akcent. W efekcie powstaje zestaw ożywczo świeży, z gorącymi elementami.

Zestaw numer 1:
Garnitur – Massimo Dutti
Łańcuch – Mango
Koszulka – vintage
Zestaw numer 2:
Garnitur – H&M
T-shirt H&M
Torebka – vintage

Stylizacje chłonę całościowo – przeciskając się pomiędzy gęstym labiryntem ubrań, książkowych cytatów i muzycznych uniesień. Jako tło do garniturowej bieli – niesamowita PJ Harvey i zestaw w ultrazmysłowym, rockandrollowym ujęciu.

Udostępnij: