Do niektórych rzeczy zwyczajnie się dojrzewa. Książka zamknięta w ciasnej celi szuflady nagle nabiera znaczenia i przyzywa wyjątkowo adekwatnymi łańcuchami wyrazów. Ciężkawe perfumy nagle okazują się idealnym wyborem na zimowy wieczór, a musztardowa sukienka…jest bardziej smakowita, niż mogłoby się wydawać.
Przez długi czas w mojej szafie niepodzielnie panowała czerń, jedynie czasami pozwalając dostać się promieniom bieli i beżu przez szczeliny szwów, tworząc mieszankę najbardziej klasycznego kontrastu z odrobiną neutralnych barw. Kolory ziemi zawsze wydawały mi się wyjątkowo nieskomplikowane w stylizacji i taktownie usuwające się w cień, gdy na pierwszy plan miał wyjść wyraźny makijaż i nieco trudne do poskromienia dodatki.
Jednak gdy niebo przez większą część dnia jest sine, potrzebuję czegoś więcej. Zastrzyku energii, który pobudzi lepiej, niż szczypta cynamonu, gałki muszkatołowej i kuminu. Buzującego, optymistycznego koktajlu przywracającego kolor policzkom zszarzałym od zimna, oblewając je wiadrem musztardowej ciepłoty – przypominając o tęsknocie za skórą smagniętą słońcem.
Składniki? Wystarczy jedna dawka plisowanej sukienki, anielski głos Mitchell, niesamowite mieszkanie w kamienicy i rozmyte, rozmarzone zdjęcia.
Sukienka – &Other Stories
Istnieją piosenki, które pojawiają się jako skojarzenie natychmiast po przymierzeniu danej rzeczy, prawda? Gdy patrzyłam jak plisy wirują wokół moich kostek, nie mogłam przestać nucić mojej ukochanej Joni:
Komentarze
10 odpowiedzi na „Big Yellow Taxi, czyli Joni Mitchell i musztardowa sukienka”
Widziałam tę kieckę już na Instagramie – oczywiście przez Ciebie zamówiłam :p
O rety – bardzo się cieszę, że udało się ją jeszcze upolować! & Other Stories to sukienkowy raj!
Ale ta sukienka pięknie nadaje koloru! No bardzo ożywia!
Właśnie dlatego ta gorczycowa mieszanka wylana na tkaninę tak bardzo mi się spodobała – idealna na zimę! 🙂
A ja zawsze uważam, że powinnaś pisać dłuższe teksty :p Są jak balsam! Serio, pisz do jakiejś gazety!
Izabello – przyszłość bywa nieprzewidywalna…kto wie co przyniesie 🙂 Tymczasem zbieram możliwie dużo warsztatu!
czekam na „Blue”. ale pięknie ci w tej musztardzie! ja sama jakoś obawiam się tego koloru samotnie, ale już z – nomen omen – bordem i czekoladą go widzę! albo z granatem. ale podoba mi się prostota twojej wersji, wygląda bardzo szlachetnie. 🙂
Och, „Blue” – mogłabym słuchać godzinami! Ty jesteś znaną poskramiaczką kolorów – nawet musztarda by przy Tobie przyklękła!
Mogłabym uprowadzić Twoją szafę, Joanno 😉
Sądzę, że nie opierałaby się zbyt wytrwale… 😉